Wywiad z dr hab. Anną Malinowską „Miłość w dobie technologii – rewolucja czy ewolucja?”
Transkrypcja wywiadu:
Fundacja TYGIEL: Mam przyjemność rozmawiać dzisiaj z panią doktor habilitowaną Anną Malinowską, profesor Uniwersytetu Śląskiego. Pani profesor jest pisarką i teoretyczką kultury specjalizującą się w badaniach z zakresu semiotyki miłości, cyfrowej humanistyki oraz robotyki krytycznej. Dzisiejsza rozmowa będzie poświęcona niezwykle frapującemu tematowi, tematowi miłości w XXI wieku.
Aby nie przeciągać, zadam moje pierwsze pytanie. Pani profesor, jakie są główne problemy badawcze związane z miłością w XXI wieku?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Dzień dobry, witam serdecznie. Dziękuję za zaproszenie do tej rozmowy, bo wierzę, że odpowie ona na wiele frapujących nas pytań. Jeśli chodzi o te wyzwania czy problemy związane z miłością w XXI wieku, to z pewnością do czołowych problemów należy ten związany z takim niepoukładaniem naszego stosunku do szybko rozwijających się technologii. Ten problem polega głównie na tym, że upatrujemy w tych technologiach samego zła. Taka jest główna tendencja badawcza. Te wszystkie przepowiednie, złowrogie przepowiednie czy prognozy związane z technologiami, zwłaszcza ze sztuczną inteligencją, kanalizujemy bardzo niepoprawnie. Dotyczy to miłości, dlatego że ogromna większość relacji miłosnych, przynajmniej na ich początkowej fazie, odbywa się w rzeczywistości platformowej czy w rzeczywistości aplikacyjnej na portalach randkowych, aplikacjach randkowych, gdzie dochodzi do takiego pierwszego zapoznania czy nawiązania kontaktu, obojętnie w jakim celu, niekoniecznie w celu nawiązania relacji miłosnej. Te relacje są najczęściej później kontynuowane w rzeczywistości offline, która jednak też przesiąknięta jest tą rzeczywistością technologiczną. Komunikujemy się ze sobą SMS-ami, innymi komunikatorami, więc ta technologia w nas jest. Czy nam pomaga w nawiązywaniu relacji? Na pewno tak. Czy je utrudnia? – również. Ale chcę powiedzieć, wracając jeszcze raz do Pani pytania, że te problemy związane z technologiami są bardzo często źle identyfikowane i nie mapują czy nie diagnozują faktycznych zagrożeń, faktycznych problemów, które dotyczą może nie miłości samej jako takiej, ale sposobów komunikowania się w ogóle czy sposobów przeprowadzania relacji. I powiem jeszcze tak, że to na co narzeka współczesna nauka, że jesteśmy mniej autentyczni w tych relacjach miłosnych, że jesteśmy schowani za ekranami czy mniej skupieni, że dążymy do maksymalnej eliminacji ryzyka, chcielibyśmy, aby mieć stuprocentową pewność, że relacja wejdzie. Chciałabym powiedzieć, że nie dotyczy to w ogóle rzeczywistości technologicznej. Ona nam w tym pomaga, ale te wszystkie pragnienia i te wszystkie trendy, które są właściwe dla relacji miłosnych, dotyczą kodów kulturowych i tendencji w kulturze miłosnej, zwłaszcza jeśli chodzi o miłość romantyczną, jakie mamy od późnego średniowiecza.
Fundacja TYGIEL: Pani Profesor, już Pani troszkę o tym powiedziała, jak technologia wpływa na te nasze sposoby komunikowania i wyrażenia uczuć. Z tego, co Pani mówi, to ta technologia nam pomaga. Czy też są jakieś takie wady używania tej technologii?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Powiem tak, technologia właściwie niczego nie zmienia z jedną różnicą. Ona bardzo przyspiesza wszystkie procesy, które kojarzymy z relacją miłosną i w ten sposób, to mówimy w semiotyce kultury, uwypukla kod. Wtedy widzimy to, jak chcemy uprawiać relacje miłosne, odbiega od naszego ideału miłości i dzieje się to, jeszcze raz powtórzę, ze względu na to, że technologie przyspieszają nasze wszelakie praktyki. Od komunikacyjnych po różne inne związane z rozpoznawaniem, czy dana relacja, czy dana osoba jest dla nas właściwa, czy mamy tak zwany perfect match. I to się dzieje tylko przez wzgląd na to przyspieszenie, ponieważ jeszcze raz chcę powiedzieć, że sposób, w jaki praktykujemy miłość, został ustanowiony już w późnym średniowieczu za pomocą tzw. gier tekstowych, czy takich gier zdramatyzowanych. Była to wymiana specyficznych sentencji, specyficznych idiomów, specyficznych gestów, jak dzisiaj np. kiedy ktoś przed nami uklęknie, wiemy, że chce się oświadczyć, albo jeżeli w odpowiedniej sytuacji proponuje nam wyjście na kolację, wiemy, że chciałby nawiązać relację głębszą, miłosną prawdopodobnie. Podobne kody, one były troszeczkę oczywiście inne niż te, które wspomniałam, były ustanowione już dla rozpoznania, z jakim typem relacji miłosnej mamy do czynienia, czy jest to przyjaźń, czy jest to relacja erotyczna, czy tylko relacja romantyczna, która wtedy nie musiała pociągać za sobą czynności erotycznych i one zostały, jak gdyby ta zabawa w tę wymianę tych kodów, tak że jedna osoba mówi jeden gest, druga odpowiada drugim gestem, tak ta zabawa została ustanowiona i tak przebiega do dzisiaj. Nie wiem, czy ktoś z Państwa po drugiej stronie czy nasi słuchacze grali kiedyś w taką grę, która się nazywa Mystic Messenger. To jest taka aplikacja, gdzie po drugiej stronie mamy bota, który dokładnie wie jak ma rozpoznawać te nasze upragnione komunikaty miłosne, czyli na przykład wysyłamy mu: „Wiesz tęsknię za Tobą”, a on odpowiada: „Ja również za Tobą tęsknię. Chciałbym Cię teraz zobaczyć, czy możemy spędzić ze sobą więcej czasu?” i okazuje się, że w praktyce miłosnej międzyludzkiej my jesteśmy najbardziej spragnieni właśnie konsumowania i doświadczania tego typu wymian, które pobudzają tego typu treści, które pobudzają nasz system nerwowy, nasz system emocjonalny i okazuje się, że bardzo często, ja nie mówię, że nie zawsze, ale bardzo często, nie ma dla nas różnicy, czy jest to podmiot technologiczny, z którym nawiązujemy tę relację i mamy tę wymianę, czy jest to podmiot ludzki, więc jak gdyby technologie obnażają pewien sposób praktykowania miłości, co się w niej najbardziej liczy, ponieważ jeżeli bot mówi do nas: „kocham Cię, chciałbym spędzić ze sobą wieczór” mamy podobne reakcje chemiczne w naszym organizmie, w naszym mózgu, jak gdyby powiedział to człowiek, więc myślę, że największym wyzwaniem dla ludzkości jest przemyślenie sobie praktyk, w tym przypadku praktyk w obrębie miłości i tym, jakie przeprowadzamy i co jest dla nas w nich tak naprawdę ważne.
Fundacja TYGIEL: No właśnie, cały czas mówimy o tym, co dzieje się obecnie w miłości, w tej erze technologicznej, a jak była ta miłość postrzegana dawniej i jak była wyrażana? Jak Pani Profesor też widzi tę przyszłość miłości w kontekście tego, co się obecnie dzieje w tych różnych technologiach?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Tak jak powiedziałam, przyglądając się tym schematom oczywiście z punktu widzenia semiotycznego, czyli wymiany tych gestów i ustanawiania pewnych gestów, czy słów, czy zachowań, które mają być rozpoznane jako miłosne, no to historia jest bardzo długa. Ale można powiedzieć, że nasza nowoczesność wydłuża się nam aż do tak zwanej wczesnej nowoczesności, czyli do średniowiecza, bo wtedy te wszystkie gesty, które dzisiaj również kontynuujemy, były rozpoznawane, one oczywiście miały różny przebieg od czasów starożytnych.
Zmienił nam się schemat bardzo, ponieważ w czasach starożytnych, takim powiedzmy schematem relacji małżeńskiej, była relacja mężczyzny z młodszym mężczyzną najczęściej. Więc to się bardzo zmieniło. Ten status pary jako pary między kobietą a mężczyzną, choć znany jest od czasów biblijnych, tak naprawdę ukonstytuował się społecznie troszeczkę później.
On oczywiście funkcjonował, ale… Ta późna nowoczesność, to jest to, co mówimy w takim early modern period po angielsku. Wtedy nam się to konstytuowało, że jest to para normatywna. I wspominam o tym dlatego, że tym, co zawsze naznacza miłość, romantyczną zwłaszcza, ale także miłość rodzica do dziecka, bardzo często także miłość przyjacielską, ale nie zawsze, tutaj to jest mniej obciążone, jest tak zwany kontrakt społeczny, czyli zawsze nawiązanie relacji miłosnej, w przypadku romantycznym, albo nie zawsze, ale bardzo często pociąga za sobą to, że ludzie zdecydują się na pewne kroki, wprowadzają się, żeby mieszkać ze sobą, zaczynają mieć wspólny majątek, bardzo często się pobierają, mają wspólne dziecko. I bardzo ciekawą rzeczą, którą odpakowuje nam technologia, jest właśnie to zmęczenie kontraktem społecznym. W czasie COVID-u prowadziłam na platformie OkCupid w Stanach Zjednoczonych takie badanie wśród osób, które dołączyły na platformę randkową, dokładnie tę OkCupid, na czas pandemii. Nigdy wcześniej z niej nie korzystały.
Były to oczywiście osoby z takich mniej zaludnionych czy odległych lokalizacji w Stanach Zjednoczonych, ale nie tylko. Także prowadziłam to głównie w Stanach, ale miałam też kilka przypadków z Europy. Były to ciekawe sytuacje, w których osoby dołączały nie po to, żeby nawiązać relację romantyczną, ale nawiązać relację miłosną, to znaczy poznać kogoś, kogoś, kto okaże się dla nich szczególny, przed kim będą mogły się otworzyć i z kim będą mogły spędzić czas.
I te pary, i to były relacje trwające po kilka miesięcy, nawiązywały te głębie, zawiązywały te relacje, spędzały ze sobą czas, oczywiście poprzez połączenie ekranowe i internetowe. Natomiast bardzo ciekawe rzeczy działy się po covidzie. Ci ludzie albo nigdy nie chcieli się spotkać w realu, albo kiedy spotkali się w realu, te relacje nie miały racji bytu, albo pary decydowały się utrzymać te relacje tylko w tej rzeczywistości, można powiedzieć, wirtualnej. I świadczy to o tym, że nie jest prawdą, że nie dążymy do głębokich relacji. Dążymy do głębokich relacji, ale nie chcemy tych relacji w kontraktach społecznych, czyli te osoby nie chciały przenosić tych relacji w taki tradycyjny schemat, czyli wprowadzania się ze sobą razem, mieszkania, nawiązywania właśnie jakichś takich relacji ekonomicznych czy głębszych społecznych, wiążących.
My chyba bardziej chcemy być, szukamy takiego oddania emocjonalnego i takiej lojalności emocjonalnej, co może się wydawać zaskakującą diagnozą, niż tej lojalności społecznej, I to jest bardzo ciekawe i myślę, że to jest taki nowy kierunek. Nazwałam to jako companionship, czyli współtowarzyszenie jako nowy model miłości romantycznej. I przypuszczam, że taki model, patrząc po tendencjach relacji, jakie nawiązuje najmłodsze pokolenie, myślę, że może się utrzymywać i myślę, że może się wykształcać, nie sprawiając oczywiście, nie przysparzając samej instytucji miłości żadnych kłopotów, ani nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Więc tak pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Fundacja TYGIEL: Dobrze. Pani Profesor, już mówiła Pani o jednej platformie, która jest używana tutaj w celu zacieśniania tych więzi, poznawania się ludzi itd. Czy jakieś inne narzędzia i techniki są wykorzystywane w technokulturze do komunikowania lub wyrażania tej miłości?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Technik i technologii jest bardzo dużo. Nie mam śmiałości mówić o wszystkich, ponieważ technologia rozwinęła się szczególnie w obszarze umożliwiania parom nawiązywania także relacji głęboko erotycznych, czyli dzielenia doznań, przyjemności fizycznej wynikającej z tego, że jest się w relacji i ten rynek bardzo się rozwinął. Taki, który sprawia, że możemy jeszcze lepiej albo chociaż może nieperfekcyjnie, ale bardziej niż to było możliwe do tej pory, wyrażać czułość w sposób namacalny. Na przykład nakładki na telefony komórkowe, były to startupy, które pozwalały transmitować pocałunek. Była to oczywiście technologia bardzo taka nieperfekcyjna, troszeczkę niedoskonała, bo nie zastępowała tego pocałunku, ale pozwalała, chociażby poczuć te intencje.
Polegało to na tym, że dwie osoby, które były w relacji, miały tę nakładkę na swoich telefonach i kiedy wyrażały tę chęć pocałowania się, przykładały usta do tej nakładki i dało się ten pocałunek wyczuć taką lekką wibracją. Mamy różne gadżety, również tak zwane telegadżety, które pozwalają wyczuć bicie serca ukochanej osoby. Są to różnego typu poduszeczki czy bransoletki, czy inne tego typu tak zwane urządzenia z sekcji wearable, które można nosić na sobie. Są też koszulki, które mogą pozwolić odczuć wibracje z ciała drugiej osoby i ten przemysł będzie bardzo się rozwijał, ale zrewolucjonizują ten przemysł na pewno dotykowe hologramy.
To jest najnowsza technologia, która ujrzała swoją pierwszą odsłonę dokładnie chwilę po tym, jak wybuchł COVID. Było to też takie znaczące w kontekście tego, co się działo, laboratorium w Japonii, drugie w Bristolu pracuje tylko inną technologią właśnie nad dotykowymi hologramami. Polega to na tym, że będzie można wytworzyć hologram osoby i mieć wrażenie tak jakby się z nią było i będzie można dotknąć ten hologram z wrażeniem autentycznego dotyku.
Nie jest ta technologia jeszcze w powszechnej sprzedaży, ale tak jak powiedziałam, została już wylaunchowana do rzeczywistości, została już ogłoszona i myślę, że jest to przyszłość tych relacji technologicznych, ponieważ to, czego bardzo brakowało nam w czasie pandemii, w czasie izolacji to właśnie obecność, dotyk drugiej osoby i jest to też właściwość w ogóle społeczeństw globalnych.
Dużo podróżujemy, dużo się przemieszczamy, pracujemy często daleko od siebie albo pragniemy nawiązywać relacje z osobami różnych kultur, z różnych części świata, albo utrzymywać takie relacje. I tak jak mówię, nie muszą to być relacje typowo romantyczne, mogą to być relacje przyjacielskie, które także polegają na okazywaniu sobie czułości fizycznej albo relacje rodzicielskie. Znamy wiele przypadków, kiedy właśnie w czasie pandemii rodziny zostały od siebie odseparowane i nie mogły się przez długi czas zobaczyć. Czy ta technologia będzie nas satysfakcjonowała? – Nie wiem. Od razu powiem, uprzedzając wszystkie pesymizmy, że nie zastąpi nam na pewno relacji na żywo, która myślę, że będzie przeżywała swój renesans i swój wielki rozkwit i swoje wielkie przemyślenie w czasie, kiedy technologia stanie się jeszcze bardziej wszechobecna, jeszcze bardziej opresyjna.
Prognozuję tak optymistycznie, dlatego, że taka jest tendencja kultury. Zawsze, jeżeli czegoś jest za dużo, my znowu wracamy do praktyk, które były wcześniejsze i które wydają nam się bardziej dobroczynne, tak jakbyśmy chcieli je odpoznać, je odtworzyć, dać im jakby nowe wcielenie. Dlatego nie jestem tak pesymistyczna, choć tak jak powiedziałam, technologie niosą ze sobą wiele zagrożeń, ale nie są to te zagrożenia, o których myślimy na co dzień, czy które podaje nam powiedzmy prasa czy telewizja codzienna.
Fundacja TYGIEL: Pani Profesor mówi Pani z wielką pasją o miłości i tej technologii. Co zatem tak najbardziej inspiruje Panią do dalszej pracy naukowej w tym zakresie?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Najbardziej inspiruje mnie to, że miłość jest najważniejsza. Jestem również klinicystką w zakresie hipnozy i widzę jak technologie umożliwiają też terapeutyczne różne zabiegi, które prowadzą bardzo często do najmniej rozpoznawanej czy dowartościowanej sfery miłosnej, jaką jest miłość do siebie.
Choć była już ona znana Grekom, tak zwana filotia czy filautia, i technologie również pozwalają eksplorować siebie, dlatego że bardzo często, choć narzekamy na to, że chowamy się za tymi technologiami, chowamy się za tymi ekranami, sprawiają, że relacje stają się anonimowe. W sytuacjach, kiedy ktoś przeżywa coś trudnego, jakąś traumę, z którą wiąże się często wstyd lub poczucie dyskomfortu emocjonalnego, to jest to, co się dzieje: albo poczucie dyskomfortu w ogóle, to schowanie się za ekranem i wyeksplorowanie pewnej możliwości terapeutycznej, którą umożliwia technologia, naprawdę przynosi dobre efekty.
Fundacja TYGIEL: Właśnie, mówi Pani o tej miłości do siebie. Czy ta technologia trochę nie wprowadza nas w takie kompleksy?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Kompleksy? W kompleksy nie wprowadzają nas technologie. W kompleksy wprowadzają nas praktyki użytkowania technologii. I trzeba sobie to bardzo mocno rozgraniczyć. Technologia, tak jak powiedziałam, bardzo intensyfikuje te praktyki. Weźmy na ten przykład Instagram. Każdy z nas albo większość z nas bardzo chętnie zagląda, podgląda, czy Facebook podgląda życie innych ludzi, po pierwsze myśląc, że jest to prawdziwe życie, i ulegając tej aurze autopromocji czy tego wystylizowania. Proszę pamiętać, że dla relacji miłosnych autopromocja i wystylizowanie mają długą historię przedtechnologiczną. Zawsze, jeżeli chcemy sprzedać się jako osoba, chociażby do małżeństwa. Z tego też korzystały wcześniej swatki. Chcieliśmy być na tym, co Anglosasi nazywają our best behavior, czyli zaprezentować się jak najlepiej, często w sposób nierealistyczny.
I jakby ta tendencja u ludzi pokazywania się lepszym niż są, tworzenia iluzji o swoim życiu, pokazywania go w dużo lepszym świetle, podkręcania go różnymi technikami nie jest typowa dla technologii. Ona istniała, te tendencje istniały już wcześniej. Natomiast tak jak powiedziałam, to, co technologie robią, one stwarzają nowe technologiczne możliwości, które intensyfikują i przyspieszają te procesy.
Więc myślę, że warto byłoby, gdybyśmy jako ludzie zweryfikowali swoje intencje i swoje działania, kanalizowali je lepiej, byli bardziej autentyczni i wtedy moglibyśmy zapobiec wielu fałszywym tendencją w kulturze, niszczącym tendencją, ponieważ zgadzam się, że bardzo często ten mechanizm sprawia, że ta miłość do siebie, ta nasza estyma podupada, ponieważ to porównywanie się do innych, do życia innych albo podglądanie życia, które wydaje nam się lepsze, jest dużo bardziej intensywne, ale tak jak mówię, nie jest ono właściwe technologiom, które dzisiaj mamy. One są właściwe tendencjom ludzkim, sposobem organizacji życia społecznego, które, tak jak mówię, technologia intensyfikuje w ogromny sposób, stąd pewnie te reakcje w naszym organizmie są bardzo duże. Musimy także pamiętać, że szybkość, z jaką pracują technologie, może być opresyjna dla naszych organizmów tylko dlatego, że nasz mózg nie przetwarza danych praktycznych.
Tak szybko jak mózgi technologiczne, nazwijmy to w cudzysłowie, i o tym też bardzo często się zapomina, po prostu stworzyliśmy sobie technologię jako nowego winowajcę i technologia mogłaby tym winowajcą pozostać, gdyby to pozwoliło nam, taki winowajca, rozwiązywać nasze problemy i żyć lepiej. Ale ten fałszywy winowajca nie prowadzi do dobrych diagnoz, kultury, życia społecznego, życia psychologicznego i dlatego, pomimo tego, że tyle inwestujemy w to rozpoznanie, nazwanie naszej rzeczywistości, także w obszarze miłości, mamy wrażenie, że wcale nie jest nam lepiej.
Fundacja TYGIEL: Pani Profesor i ostatnie pytanie ode mnie. Czy dostrzega Pani trendy naukowe w tych badaniach nad miłością?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Na pewno istnieje bardzo dużo trendów w obrębie badań platformowych i jednym z najnowszych trendów jest bardzo dobry trend przemyślenia algorytmów kojarzących pary, kojarzących ludzi do relacji w ogóle, ponieważ tak jak mówię, nie musi to być platforma przeznaczona do miłości romantycznej.
Są też różne inne platformy grup zainteresowania, gdzie można nawiązać po prostu zwykłe przyjaźni. Są też platformy udzielające wsparcia osobom w różnych trudnych sytuacjach. Natomiast okazuje się, że algorytmy, którymi posługiwały się te platformy do tej pory, mają tendencję obliczeniową prowadzącą do dyskryminowania różnych grup społecznych, różnych grup etnicznych i również różnych grup ekonomicznych. I bardzo często przeliczają to przysposobienie, to parowanie do bycia razem w sposób krzywdzący. Prosty przykład, parują osoby z tej samej grupy społecznej albo tego samego koloru skóry, albo tego samego statusu ekonomicznego. I obecnie prowadzi się badania, opracowany już został nowy algorytm. Jest on jeszcze dalej w fazie wdrożeniowej, który ma zapobiec tego typu dyskryminacji, a także ma zapobiec używaniu danych czułych, a także w ogóle nadużywania danych, co myślę, że lepiej mógłby regulować wypuszczony niedawno, chyba tydzień temu czy dwa tygodnie temu, najnowszy AI Act, czyli taka regulacja Parlamentu Europejskiego dotycząca sztucznej inteligencji, ale jeszcze tego tak dobrze nie robi. Natomiast to jest na pewno ta tendencja, aby te sposoby algorytmicznego parowania, kojarzenia par, rozpoznawania osób, które mogłyby znaleźć ze sobą wspólny język, było szersze i nieodzwierciedlające różnych form dyskryminacji społecznej, które sami ludzie wprowadzili.
Fundacja TYGIEL: Pani Profesor, tak Pani słucham i przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie: Czy to znaczy, że my jako ludzie nie potrafimy znaleźć przyjaźni, miłości tak w życiu codziennym, realnym? Musimy do tego wykorzystywać technologię? Czy to znaczy, że my jako ludzie po prostu w jakimś stopniu straciliśmy taką komunikację międzyludzką na żywo?
dr hab. Anna Malinowska, prof. UŚ: Myślę, że nie. Myślę, że tak jak powiedziałam wcześniej, tym co ewentualnie może męczyć nas albo zniechęcać do tego, nawiązywania relacji jest tak psychologicznie, ja już nie mówię o innych czynnikach, jakim jest zapracowanie i przyspieszenie kulturowe, jest właśnie zmęczenie tymi kontraktami społecznymi, czyli schematami, które czujemy się zobowiązani, żeby w tych relacjach odtwarzać.
Jak wchodzimy w jakąś relację, jesteśmy przysposobieni do rozumienia jej w konkretny sposób, czyli oczekujemy pewnych gestów, oczekujemy pewnych zachowań i sami ich wymagamy. I to jest wynik praktyki społecznej, praktyki kulturowej. Przypuśćmy, podam taki przykład, który nie jest prawdziwy, ale wymyślam go na bieżąco: niech będzie w Japonii, będzie to, że zawsze musimy się uściskać dwa razy na oznakę tego, że jesteśmy przyjaciółmi, a w Polsce będzie to, że klepniemy się po ramieniu. A okazuje się, że ktoś już nie chce tego klepnięcia albo tego podwójnego uścisku z różnych względów. Jest zmęczony, ma inne bariery psychologiczne, potrzebuje więcej przestrzeni. Tak jak mówię, improwizuję teraz i to jest przykład wymyślony, chciałam to podkreślić, żeby zilustrować mój, to co chcę powiedzieć, mój argument. I myślę, że to sprawia, że obciążeni bardzo codziennością, tak jak mówię: pracą, wymaganiami, które niesie nowoczesne życie, chyba jesteśmy też zmęczeni funkcjonowaniem w pewnych schematach, które relacje międzyludzkie zwyczajowo do sobą pociągają.
Podam taki przykład zupełnie z innego środowiska, które też jest środowiskiem swego rodzaju, miłosnym, jakim jest środowisko pracy. Gdzie tej miłości jest bardzo mało. Mówię o takiej zupełnie uniwersalnej miłości, jaką może być, nie wiem, agapę, chociażby, taka miłość trwała czy uniwersalna i te środowiska są obciążone również sytuacją hierarchii, sytuacją wykorzystywania, która wynika z jakichś mechanizmów pracy czy hierarchizacji środowiska pracy i doprowadza to bardzo często do tego, że ludzie cierpią w jakiś sposób albo wyrabiają sobie niedobre zdanie o relacjach psychologicznych z drugim człowiekiem.
Ja w swojej najnowszej książce piszę o tym, że cierpimy na takie wypalenie relacjami ludzkimi. I to potwierdza ogromne zainteresowanie podmiotami technologicznymi, czy to w postaci robota, czy bota, czy innych urządzeń, które właśnie zapewniają nam tę wymianę kodów miłosnych, czyli powiedzenie: „Słuchaj jak się czujesz? Myślę o tobie Jestem tutaj”.
Są to urządzenia, które mają albo hologramy imitujące tę drugą osobę, albo tylko głos, albo są takim robocikiem. I osoby badane mówią, że te relacje nie kosztują ich tyle energii, tyle wyczerpania energetycznego, które muszą wkładać w relacje międzyludzkie. I tak jak mówię, nie człowiek jest być może problemem, tylko te schematy, w które wtłoczył się i których nie przemyśli. Czy je przemyśli? Tutaj jestem bardziej pesymistyczna względem ludzkich tendencji niż rozwoju technologicznego. Ale czas pokaże, zobaczymy. Mam duży optymizm, jeśli chodzi o to współtowarzyszenie jako nowy model relacji romantycznej. On może przynieść nam coś obiecującego, może wprowadzić troszeczkę zamieszanie w życiu społecznym, które nam jest na pewno bardzo potrzebne.